poniedziałek, 14 grudnia 2015

II. Zmiany

 Duży, szary ptak odlatuje nagle, gdy pod moim butem skrzypi śnieg. Klnę cicho pod nosem, ale idę dalej starając się nie robić hałasu. Oczywiście nie ułatwia mi tego kusza zarzucona na plecy i klasyczna ciemność godziny osiemnastej. Jednak kilka minut później dostrzegam tego samego ptaka siedzącego tym razem na drzewie oddalonym ode mnie o jakieś dwadzieścia metrów. Nie spuszczając z niego wzroku sięgam ręką do pasa. Naciąganie teraz strzały na kuszę i towarzyszący temu hałas tylko by go spłoszył. Wyjmuję ostrożnie krótszy z noży i chwytam bliżej końca klingi. Biorę zamach...
 Po głuchym łupnięciu wnioskuję, że trafiłam. Nigdy jednak nie doznałam uczucia satysfakcji bo czymś takim. Nie bawi mnie zabijanie zwierząt. Robię to, bo muszę.
 Po drodze do ogrodzenia nagle widzę Krisa siedzącego na drzewie i wpatrującego się w przestrzeń. Jest to bardzo głupie, bo na polu jest cholernie zimno, ale on chyba ma swoje powody. Kładę cicho zwłoki ptaka na ziemi i wdrapuję się na konar obok niego.
- Co jest? - pytam.
Odwraca do mnie głowę, kasztanowe włosy ma rozczochrane.
- Stało się. Grellowi amputują nogę. Ciotka wydała wszystkie nasze oszczędności na jakiego takiego lekarza, ale i tak operacja będzie bardzo długa i bolesna... W dodatku teraz zostajemy z niczym.
 Nic się nie odzywam. Takie sytuacje czasami się zdarzają u nas w dystrykcie, jednak inaczej to odczuwasz, gdy to coś dzieje się blisko ciebie. Kris, Grell i ich siedmioletnia siostra Naila od czterech lat mieszkają z ciotką, która mimo wielu zalet nie może im zastąpić rodziców.
- Poza tym - ciągnie dalej jej przyjaciel - Grell ma w tym roku swoje ostatnie losowanie w dożynkach. Znając Kapitol i jego pieprzone zasady, będzie musiał startować mimo braku nogi. Nie wiadomo nawet, czy dostanie jakąś sensowną protezę.
O ile wcześniejsza wiadomość nie była dla mnie wielkim zaskoczeniem, o tyle teraz czuję, jakby ktoś mnie uderzył. Zsuwam się z drzewa, biorę Krisa za rękę, w drugą łapię zwłoki ptaka i zaczynam iść do sosny na granicy.
- Nie mam zbyt wielu pieniędzy, ale część możemy sobie odpuścić. Zabiorę też kilka zabawek Lake'owi, raczej się nie obrazi. Na rynku może coś za nie dostanę - zaczynam się znowu wspinać.
- Ale...
- Zamknij się - przerywam zbliżające się zapewnienia. Chłopak idzie posłusznie za mną, aż mimo beznadziejnej sytuacji mam ochotę się zaśmiać.
 Mimo ciemności docieramy do mojego domu w szybkim tempie. Po wyjaśnieniu mamie i bratu całej sytuacji i raz po raz uciszaniu Krisa zabieram Lake'owi kilka jego starych, nieużywanych a całkiem jeszcze ładnych zabawek, kilka moich rzeczy i ciągnę przyjaciela na nasz czarny rynek.
- Czekaj! - woła nagle i nurkuje w pobliskich krzakach; akurat jesteśmy na skraju lasu. Wyciąga stamtąd kilka małych, niebiesko upierzonych ptaszków i dołącza do mnie. - Schowałem je tutaj dzisiaj rano, jak o mało nie wpadłem na Strażników.
- Nie wolisz ich dać rodzinie? - pytam niepewnie.
- Parę dni temu trafiło mi się kilka zająców, jeszcze nam nie brakuje jedzenia.
Dochodzimy na czarny rynek. Jest to dosyć duże, na wpół zadaszone miejsce o masie straganów z różnymi rzeczami. Przez jakieś pół godziny chodzimy targując się prawie ze wszystkimi i szukając najbardziej korzystnej ceny. W końcu jednak sprzedajemy rzeczy, a ja zarobioną sumkę pieniędzy od razu mu wręczam.
- Mówiłem ci już...
- Ja też ci coś mówiłam. - ucinam z irytacją. - Poza tym, za miesiąc mam urodziny, powiedzmy, że przyjmujesz te pieniądze właśnie dlatego.
 Patrzy na mnie z politowaniem, a potem oboje wybuchamy śmiechem.
 Jednak kiedy wracam do domu, dobry nastrój mnie opuszcza. Kiedy ktokolwiek wspomina o dożynkach, zawsze dostaję paniki. Przez trzy lata udało mi się uniknąć wylosowania, mimo licznych astragali. W tym roku będę miała około dwudziestu trzech wpisów. Mam spore szanse na wylosowanie.
 Po powrocie do domu robię potrawkę z upolowanego ptaka z dodatkiem suszonych warzyw i kilku sosnowych igieł. Po odejściu ojca bardzo się podszkoliłam w gotowaniu, chociaż mało mam na to czasu.
- Riv.. musimy porozmawiać o twoich wypadach do lasu poza dystrykt  - zaczyna mama przy kolacji. - Zauważyłaś, że masz na nie czas tylko po zapadnięciu zmroku?
- No... tak - przyznaję niepewnie. - A to źle? Przecież wiesz, że umiem sobie poradzić z dzikimi zwierzętami.
- Tak, wiem. Tylko że... jest inny powód.
Zmarszczyłam brwi. Mama nigdy nie była zbyt opiekuńcza, wiem, że nie robiłaby afery z byle powodu.
- Mów wprost.
- Dobrze, podsłuchałam rozmowę Strażników Pokoju. Oni raczej nie wychodzą poza dystrykt, jednak jakieś dzisiaj zobaczyli jakieś ślady... Nie wiem, czy to wy, jednak...
Urywa, kiedy łyżka wypada mi z ręki. Fakt, zawsze zacieram za sobą ślady, jednak dzisiaj, po usłyszeniu wiadomości na temat Grella wpadłam w gniew, pewnie Kris też był myślami gdzie indziej.
- Następnym razem będziemy uważać, naprawdę - mówię licząc, że to coś da - Po usłyszeniu tej wiadomości...
- Riv, ja rozumiem. Ale nie będę ryzykować twojego bezpieczeństwa.
- Co?! - wstaję. - Chcesz mi zabronić tam wychodzić? Myślisz, że dlaczego teraz nie głodujemy i zasiadamy do normalnej kolacji? Bo chodzę do lasu i poluję! A myślisz, że dlaczego rodzina Krisa jeszcze w ogóle jako tako się trzyma? Bo on też chodzi do lasu! Myślałam, że bardziej mi ufasz!
- Mama ci ufa, Riv - odzywa się cicho Lake - Ale nie chce cię narażać.
Mimo woli ignoruję to.
- W sumie na jedno i to samo wychodzi. Zginę, nie mamy jedzenia. Nie będę wychodzić, też go nie mamy - nie wiem dokładnie, co mnie tak zdenerwowało, ale odwracam się na pięcie i chowam się w pokoiku obok na moim materacu.
Kiedy przychodzi mama udaję, że śpię, jednak osoba znająca cię prawie szesnaście lat nie tak łatwo się nabiera. Czuję, że nakrywa mnie kocem.
- Być może za jakiś miesiąc śnieg stopnieje i nie będzie problemów. Przeżyjemy.
Kiwam tylko głową, a ona wychodzi. Zaraz potem na mój materac pakuje się Lake. Może przeżyjemy, myślę, ale to będzie bardzo ciężki okres.
******************
Hej,
Mam nadzieję, że nowy rozdział się podoba.
Niestety, nie jest on wiele dłuższy od poprzedniego, ale
może nie jest taki zły ;). Zapraszam do obserwowania i komentowania,
chętnie przyjmę jakieś rady.
Ilumi :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz